Macierzyństwo nie jest proste – i nie jesteś z tym sama.


Zastanawiając się od czego zacząć, pomyślałam, że zacznę ode mnie, od mojej historii bycia mamą. Nie jest to sielankowa wizja i na pewno nie jest to wizja, którą sobie zaplanowałam. Bo nie miało być tak. Nie miało być problematycznego porodu, nie miało być problemów z karmieniem. Moje dziecko nie miało być wymagające, a mi… nie miało być ciężko.

Traf chciał, że wszystko poszło na odwrót, dokładając jeszcze konieczność latania po lekarzach i rehabilitacji w pierwszym roku życia córy. Do tego dodajmy nieprzespane noce… zresztą – same wiecie jak to jest.

No więc mimo pełnego wsparcia mojego męża, było mi cholernie ciężko i byłam przekonana, że to ze mną jest coś nie tak. Bo nie ogarniałam jak inne mamy, bo nie chodziłam na spacerki, bo nie gotowałam obiadów, bo… (tu mogłabym wpisać milion innych powodów).

I tu pojawia się całe clue programu – to nie ze mną było coś nie tak, ale z moimi przekonaniami o macierzyństwie.

Nie dawałam sobie prawa do słabości, stawiałam za wysoko poprzeczkę. Dodatkowo brałam do siebie zupełnie niewspierające porady – jak to Zuza określa – „chujeżanek”, które „wspierały mnie” słowami, że „inne mają gorzej” albo „zobaczysz jak będziesz miała drugie”.

I tak szczerze, to żałuję bardzo, że wtedy, cztery lata temu, nie było tej książki. Bo czuję, że byłoby dla mnie niesamowitą ulgą przeczytać, że

  • wszystko co czuję jest w porządku,
  • to, że jest mi ciężko, nie oznacza, że jestem złą mamą,
  • nie tylko ja tak mam!

Z resztą powiem Wam, że nawet dziś, będąc mamą z czteroletnim stażem, czytam Workbooka Zuzy i wyciągam dla siebie mnóstwo dobra! Mam wrażenie, że w tej książce jest NAPRAWDĘ WSZYSTKO. Zuza otula czytelniczkę swoim wsparciem, łagodnością a do tego oferuje mnóstwo psychologicznej wiedzy podanej w jak najprostszy sposób.

Najlepsze w Workbooku jest to, że Zuza pisze w luźnym stylu (czytając książkę, czuję jakbyśmy rozmawiały sobie na kawie, jakbyśmy już się znały) i często odwołuje się do własnych doświadczeń. Przykład? Proszę bardzo, to jeden z cytatów, które wypisałam sobie podczas czytania:

„Żal wita się z nami też w połogu. Mnie było żal, że po nacięciu krocza nie mogę się wysikać bez strachu o to, że mi szwy pękną, gdy siądę na toalecie. Było mi żal, że już nie mogę spać w nocy, a bardzo bym chciała, a jak czuję, że będę robić kupę, to mam wrażenie, że zaraz urodzę. I że dziecko wisi na mnie non stop, że moja cielesność nie jest już taka moja, odrębna.”

Czytając możecie też poczuć ulgę, że wszystko z Wami w porządku, bo macierzyństwo nie jest (i nigdy nie będzie) zero-jedynkowym doświadczeniem, dostarczającym wyłącznie poczucia radości i spełnienia:

„Test pokazuje dwie kreski, a w głowie zaczynają się kłębić różne myśli. Czasem mamy wyrzuty sumienia, gdy nie są takie, jakbyśmy chciały. Albo jak chcieliby wszyscy inni. Bywa, że trudno nam zaakceptować całkowicie sprzeczne uczucia. Radość i przerażenie. Wdzięczność i niepewność. Ekscytację i niepokój. Spełnienie i smutek. Zachwyt i żal.”

Pamiętam jak mój test pokazał dwie kreski. Pamiętam, że czekałam na nie i byłabym rozczarowana, gdyby okazało się, że ciąży nie ma. Ale pamiętam też przerażenie, które pojawiło się tak nagle, że zadzwoniłam do męża z dobrą nowiną i z… płaczem. Wtedy nie wiedziałam, że to wszystko jest okej i dowalałam sobie, że jestem złą matką, bo nie cieszę się z ciąży.


Oprócz mnóstwa treści dotyczących emocji, normalizacji macierzyństwa, tłumaczenia zniekształceń poznawczych oraz pokazywania przeróżnych strategii ułatwiających pokochanie siebie, Zuza spory rozdział poświęca również matczynej złości, pokazując, że ona… jest naprawdę normalna.

„A co za matka krzyczy na swoje dziecko? Co za matka wkurza się, rzuca epitetami, cedzi przez zęby niemiłe słowa, próbując utrzymać nerwy na wodzy? Odpowiedź brzmi: zwykła matka. Ta matka, która jest człowiekiem. Tym niewyspanym, zestresowanym, czasem pełnym lęku. Zmęczonym. Którym targają sprzeczne emocje. Człowiekiem w trudzie. Bo bycie mamą może być trudne. Nie tylko w pierwszych latach macierzyństwa. Ten trud i nasze uczące się życia dzieci to doskonała mieszanka wybuchowa.”

I jeśli mam być szczera, to właśnie obserwując profil Zuzy na Instagramie, dowiedziałam się o tym, że istnieje coś takiego jak rozmowa naprawcza (że można dziecko przeprosić, porozmawiać) i że na wybuchu złości świat się nie kończy. Pamiętam jak dziś, że miałam to wszystko w głowie, kiedy pierwszy raz przyszło mi przepraszać córę po tym jak porządnie się na nią wydarłam (wtedy również przyszła mi do głowy pierwsza myśl o tym, że moje doświadczenie mogę zamienić na książkę dla dzieci i dla rodziców – na „Mamę się złości”).


Komu polecam Workbooka?
–> Każdej mamie, która kiedykolwiek czuła się w swoim macierzyństwie nieswojo lub źle.
–> Każdej mamie, która ma poczucie, że nie ogarnia wystarczająco, albo, że – ona nie jest wystarczająca.
–> Każdej świeżo upieczonej mamie, której jest w jakiś (jakikolwiek) sposób ciężko.
–> Każdej mamie, która chciałaby przeczytać treści, dzięki którym będzie potrafiła pokochać siebie i zaakceptować siebie z całą gamą emocji (również tych trudnych).

A komu nie polecam?

–> Mamom, których macierzyństwo to bułka z masłem i czują się w nim jak ryba w wodzie.
–> Osobom, które nie tolerują żadnych wulgaryzmów (Zuza używa ich trochę).

A na koniec zostawię Was z cytatem, który wynotowałam sobie jako ostatni, wytłuściłam i zaznaczyłam na czerwono.

Myślę, że jako mamy bywamy dla siebie zajebiście surowe. Krytyczne. Wymagamy niemożliwego. A jak się człowiek od siebie odpieprzy, utuli siebie, okaże sobie zrozumienie i współczucie, to zaraz chęć wymierzenia sobie kary maleje.

Byłoby pięknie, gdyby każda z nas naprawdę wierzyła w to, że jest dobrą mamą – bez wbijania sobie szpileczek, bez wylewania na głowę wiadra pomyj, kiedy coś pójdzie nie tak. I Zuza pokazuje, że to jest możliwe!


Workbooka Zuzy możesz kupić klikając TUTAJ.

Znajdziesz w nim blisko 300 stron mega przydatnych treści oraz zeszyt ćwiczeń, który możesz wykorzystać zarówno w formie drukowanej jak i online.